Jak malina i piwonia skradły me serce

Dawno dawno temu, za górami za lasami a dokładnie w Prowansji, powstało mydło marsylskie. Produkt ten, dzięki swoim pielęgnującym właściwościom szybko znalazł wielu fanów i stał się produktem kultowym.  Savon de Marseille zawierało 72% oliwy z oliwek i było polecane przez wszystkich dermatologów dla skóry problematycznej. Dzięki niesamowitemu składowi było polecane dla skóry wrażliwej i skłonnej do podrażnień. Dziś Le Petit Marseillais przedłużając tradycję produkuje najlepszej jakości produkty do mycia i pielęgnacji skóry.

Stop! A tak naprawdę, to co my jako klientki chcemy wiedzieć o produktach, których używamy? Czy ładnie pachną, czy odżywiają i nawilżają naszą skórę, czy nie zawierają szkodliwych składników, ile kosztują i gdzie je kupić.
Nigdy nie sprawdzam właściwości myjących żeli pod prysznic, bo nie pracuję w kopalni węgla, by musieć szorować ciało mocnymi środkami. Ja po prostu lubię produkty, które się pienią, dobrze rozprowadzają po skórze i pięknie pachną. Skóra po ich użyciu ma być gładka, miękka w dotyku i nawilżona.

Dziś jako ambasadorka Le Petit Marseillais  miałam przyjemność wypróbowania trzech produktów do mycia ciała.

1. Żel pod prysznic Malina i Piwonia
2. Pielęgnujący balsam do mycia - Masło arganowe, wosk pszczeli i olejek różany
3. Pielęgnujący krem do mycia - Masło shea i akacja.

Tak wyglądała moja paczka ambasadorki.






Dla przyjaciółek próbki i karta z hasłem do portalu. Zarejestruj się na ambasadorkalpm.pl wpisując hasło #czekamnanowakampanielpm  a jako pierwsza dostaniesz informację o zbliżającej się kampanii.Wtedy tak jak ja będziesz miała szanse wypróbować nowe kosmetyki Le Petit Marseillais.


Na pierwszy ogień poszedł żel pod prysznic z maliną i piwonią. Nietuzinkowe połączenie zapachów sprawiło, że moje zmysły oszalały. Jako zapachowiec uwielbiam otaczać się pięknymi zapachami, a unikam tych, które mnie męczą. Nie wiem,, czy potrafię wyodrębnić zapach maliny, ale za to piwonia pachnie obłędnie. Piwonie są pięknymi kwiatami i kojarzą mi się z moim dzieciństwem i babcinym ogrodem, w którym zakwitały przed wakacjami. U nas mówiono na nie peonie, a ja z ich płatków robiłam pościel dla maluśkiej laleczki, która była Calineczką :)




 Do wypróbowania żelu namówiłam również męża, który lubi moje kosmetyki do mycia. I wcale nie umniejsza to jego męskości! Powiedział mi kiedyś, że wszystkie żele dedykowane dla panów pachną jednakowo i są bardzo perfumowane. I tu go rozumiem. My kobiety możemy wybierać i przebierać w zapachach produktów do mycia, więc jeśli on woli malinę od nuty drzewnej, to bardzo proszę.


Na początek miły plus za opakowanie. Zawsze omijałam te żele właśnie za kształt butelki, bo wydawała mi się jakaś taka nieporęczna. I tu się mocno zdziwiłam, bo wygodnie się ją trzyma pod prysznicem i nie wyślizguje się z ręki. Wygodnie się ją też otwiera i aplikuje żel. Nie wiem jak sprawa wygląda przy końcówce płynu, ale to mogę sprawdzić później, bo powiem Wam, że nie znoszę wyciskania resztek z butelek.


Mydło dobrze się pieni i rozprowadza po skórze. Dobrze również się spłukuje. Biorąc prysznic z żelem LPM można się naprawdę zrelaksować. Nie mam w domu wanny i szczerze nie znoszę swojego prysznica, bo nie mogę sobie poleżeć przy świecach, otulona pianą. Teraz jednak to się zmieni, bo żel malina i piwonia pachnie tak pięknie, że aż się nie chce wychodzić z kąpieli. 


No i najważniejsza rzecz, skóra po użyciu tego kremowego żelu jest nawilżona, a pachnie tak mocno i tak długo, że aż miło i dla pachnącego i dla wąchającego :)
Kosmetyk nie zawiera parabenów.
Chętnie przystąpię do testów kolejnych dwóch zapachów, ale Wy będziecie musieli poczekać na recenzję. Póki co życzę wszystkim relaksujących kąpieli!
#ambasadorkaLPM